To prawda, że Joe Biden nie konsultował się z polskimi władzami przed rozmową z Putinem. Aktualny prezydent USA pochodzi z innego obozu politycznego niż prezydent Andrzej Duda i rząd Mateusza Morawieckiego, więc trudno się dziwić, że polsko – amerykańskie relacje nie są dziś tak bliskie i serdeczne jak to miało miejsce w czasie kadencji prezydenta Donalda Trumpa. Nie zmienia to faktu, że nasi dyplomaci wciąż współpracują i administracja amerykańska jest doskonale poinformowana o polskim stanowisku.
Oczywiście ani ja ani obóz rządzący nie zgadzamy się ze słowami Marine Le Pen, w których nazwała Ukrainę rosyjską strefą wpływów. Jednak nie uważam spotkania z nią podczas konferencji środowisk prawicowych w Warszawie za błąd. Po pierwsze dlatego, że cel wydarzenia był jasny – rozmowa o przyszłości UE i bliższej współpracy w Brukseli. Uczestnikami wydarzenia były siły reprezentowane w Parlamencie Europejskim – Biuro w Polsce i parlamentach państw członkowskich, z którymi mamy wspólną wizję Unii jako silnej wspólnoty suwerennych narodów a francuskie Zjednoczenie Narodowe się do nich zalicza. Poza tym w stosunkach z Rosją liczą się fakty, a nie opinie! Pani Le Pen tylko wyraziła swoje zdanie, a realia są takie, że UE umożliwiła budowę NordStream2 a wielu byłych premierów państw członkowskich należących w przeszłości do EPP – European People’s Party i Party of European Socialists pracuje dzisiaj dla Putina. Na tym należałoby się skupić.