Strona główna Bez kategorii Oligarchia nieudaczników [Felieton Radosława Sikorskiego]

Oligarchia nieudaczników [Felieton Radosława Sikorskiego]

0
Oligarchia nieudaczników [Felieton Radosława Sikorskiego]

W amerykańskim Senacie obowiązuje zasada, zgodnie z którą do przegłosowania większości ustaw potrzebna jest większość aż 60 na 100 głosów. Skutek jest taki, że mniejszość zaledwie 41 senatorów może skutecznie zablokować właściwie każdą inicjatywę większości. Wydaje się to Państwu niesprawiedliwe? W Polsce PiS jest znacznie gorzej – tu większość obywateli stała się zakładnikiem partii, której sondaże dają mniej niż 1 proc. poparcia.
0,7 procenta – dokładnie taki odsetek głosów zebrała w ostatnim sondażu dla Radia ZET partia Zbigniewa Ziobry. To wynik w granicach błędu statystycznego. Gdyby wybory odbyły się dziś, Solidarna Polska nie miałaby szans na wejście do Sejmu. I to mimo setek milionów złotych, jakie minister sprawiedliwości wydaje w ramach tzw. Funduszu Sprawiedliwości (FS) na cele bardzo luźno związane z formalnym przeznaczeniem Funduszu.
W opublikowanym we wrześniu raporcie Najwyższa Izba Kontroli uznała, że w ciągu zaledwie czterech lat z FS nieprawidłowo wydano ponad ćwierć miliarda złotych. Zdaniem NIK, z ponad 680 milionów złotych „dotacji przyznanych ze środków Funduszu w okresie objętym kontrolą, jedynie 228 502,0 tys. zł (34%) przeznaczono na pomoc świadczoną bezpośrednio osobom pokrzywdzonym przestępstwem (i osobom im najbliższym), a 24 225,0 tys. zł (4%) na pomoc postpenitencjarną”.
Resztę wydano m.in. na przeciwdziałanie przestępczości. Brzmi dobrze, ale to kategoria na tyle ogólna, że pieniądze popłynęły w zupełnie niespodziewanych kierunkach. W opracowaniu portalu OKO.Press czytam, że ponad 43 mln złotych trafiło do „Fundacji Profeto ks. Michała Olszewskiego, byłego egzorcysty. Profeto ma wybudować i prowadzić całodobowe centrum pomocy dla ofiar przestępstw. Jak wskazuje NIK, zgodnie z umową na «faktyczną pomoc» ofiarom pójdzie jednak tylko 6,8 proc. całej dotacji.
Za pieniądze z Funduszu remontowano także boiska szkolne, zasilano ochotnicze straże pożarne i szpitale. Trudno nie wspierać pomocy dla szpitali czy strażaków. Ale nie temu miał służyć Fundusz Sprawiedliwości. A poza tym, tak się jakoś składało, że dofinansowanie trafiało np. do Rzeszowa w czasie, kiedy polityk Solidarnej Polski, Marcin Warchoł, ubiegał się tam o stanowiska prezydenta miasta. I Warchoł w kampanii wyborczej tymi pieniędzmi się chwalił.
Raport NIK sugeruje, że Fundusz Sprawiedliwości stał się funduszem wyborczym, a decyzje o wydatkowanych środkach podejmował często sam Ziobro w sposób „uznaniowy” i „nierzetelny”. Ale szeroki strumień publicznych pieniędzy Solidarnej Polsce nie pomógł. Wyborcy nadal jednoznacznie odrzucają „ofertę” Ziobry.
Trudno się zresztą dziwić, kiedy ta oferta sprowadza się de facto do blokowania dziesiątek miliardów euro na pomoc dla Polaków po pandemii. I to nie w imię  żadnych wyższych wartości, ale po to, by wprowadzić swoich ludzi do systemu sprawiedliwości, a resztę albo wyrzucić albo spacyfikować. I proszę pamiętać o jakich ludziach Ziobry mówimy. Do nowej Krajowej Rady Sądownictwa właśnie wybrano m.in. Macieja Nawackiego, człowieka, który nie przywraca do pracy sędziego Pawła Juszczyszyna, wbrew prawomocnym wyrokom sądów i który udzielał się w grupie „Kasta”, czyli ujawnionej przez Onet ekipie hejterów zajmujących się oczernianiem sędziów protestujących przeciwko „reformom” Ziobry.
Nawiasem mówiąc, jak pisze Ewa Siedlecka w „Polityce”, śledztwo w tej sprawie „de facto się nie toczy”. A nawet gdyby się toczyło, to prokuratorzy zapewne i tak niczego nie udowodnią, a to dlatego że „prokuratura doprowadziła do bezpowrotnej utraty dowodów”. Niestety, nie zajęto na czas telefonów i komputerów osób podejrzanych.
Niewiele dzieje się też w sprawie słynnego zakupu respiratorów od handlarza bronią, wypadku samochodowego z udziałem Beaty Szydło czy inwigilowania polityków opozycji programem Pegasus. Opieszałość prokuratury pod rządami Ziobry nie ogranicza się do głośnych spraw. Jak pisze Siedlecka rośnie liczba skarg na przewlekłość prokuratury i śledztw trwających powyżej 12 miesięcy (z 1,3 tys. w 2010 roku do 8,5 tys. w 2021 r.). I to mimo że budżet prokuratury wzrósł między rokiem 2015 a 2020 o ponad 50 proc. – z 2 do 3,29 miliarda złotych.
To dlatego słowo „reformy” w odniesieniu do działań Ziobry należy zawsze brać w cudzysłów.
Aby przykryć swoją nieudolność minister próbuje pudrować rzeczywistość w kuriozalny sposób. Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski, pisze, że Ministerstwo Sprawiedliwości tak zmieniło regulacje, by statystyki pokazywały, że postępowania sądowe trwają krócej, chociaż w rzeczywistości jest odwrotnie. Jak to możliwe?
„Chodzi o tzw. postępowania klauzulowe”, pisze Słowik. „Gdy już zapadnie wyrok, sąd często musi dać «glejt», że może się nim już posłużyć komornik. Sprawa to banalna – powinna trwać trzy dni, ale z uwagi na obłożenie pracą bywa, że trwa dwa tygodnie. I tak niewiele. Do końca 2021 r. klauzulę wykonalności nadawano co do zasady w ramach całej jednej sprawy sądowej”.
Po zmianie nie będzie to już jedna, ale dwie sprawy sądowe. W rezultacie zamiast jednej sprawy trwającej, dajmy na to, dwa lata – mamy dwie, z których jednak trwa 23 miesiące, a druga miesiąc. Wystarczy wyciągnąć średnią i wychodzi, że przeciętnie postępowanie trwa dwanaście miesięcy. Statystyki wyglądają lepiej, ale dla obywatela nie zmienia się nic.
Od siedmiu lat działania Ziobry uderzają w interesy Polski, bo zamiast na rozwoju kraju władza koncentruje się na niszczeniu praworządności i walkach z naszymi sojusznikami w UE. Ale obecnie – na skutek pandemii i w czasie wojny w Ukrainie – aktywność ministra jest szczególnie szkodliwa. To upór Ziobry blokuje unijne pieniądze dla naszej gospodarki. Kaczyński straszy wyrzuceniem go z rządu, ale tego nie robi z prostego powodu – dziś dysponuje w Sejmie większością. To większość krucha i niepewna, budowana na poparciu Kukiza, Mejzy i im podobnych. Jednak bez 20 posłów Ziobry nawet takiej większości nie uda się Kaczyńskiemu skonstruować. Wysyła więc do mediów prorządowych ludzi pokroju Ryszarda Terleckiego. Terlecki straszy, że ludzi Ziobry „odstrzeli” (nawiasem mówiąc, dlaczego zwolenników PiS nie oburza ten przemocowy język?), tyle tylko, że nikt w to nie wierzy.
Kaczyński stał się niewolnikiem partii, której działania już kosztowały Polaków 880 milionów złotych kar za brak likwidacji Izby Dyscyplinarnej, której politycy nieprawidłowo wydali ćwierć miliarda złotych i która codziennie generuje trudne do oszacowania koszty związane z brakiem przepływu miliardów euro do polskiej gospodarki.
Kaczyński ma wyjście z sytuacji. Może przyłączyć się do opozycji i zagłosować za usunięciem Ziobry ze stanowiska lub przynajmniej opozycji w tym nie przeszkadzać. A następnie przyjąć ustawę niwelującą skutki zamachu na niezależność sądownictwa i tym samym uruchomić pieniądze z Unii. Jeśli tego nie zrobi pozostanie więźniem kanapowej ekipy Ziobry.
A przecież, kiedy krajem rządzi wąska grupa osób bez żadnego poparcia społecznego, to trudno mówić o demokracji. Taki system nazywa się oligarchią. W tym wypadku oligarchią nieudaczników.
Bardzo kosztownych nieudaczników.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj